Od 2002 roku, Wimbledon, jako jedyny turniej wielkoszlemowy, używał w kategorii męskiej gry pojedynczej specjalnej formuły rozstawiania zawodników. Dla 32 najlepszych w rankingu ATP kalkulowało się sumę ich punktów ATP, dodając do tego 100% tych zdobytych na kortach trawiastych w poprzednich 12 miesiącach, oraz 75% tych uzyskanych na tej nawierzchni w od 12 do 24 miesięcy wcześniej. W związku z bardzo małym udziałem trawy w kalendarzu ATP, miało to na celu realniejsze ustawienie zawodników w drabince względem ich możliwości. W latach 90 wielu specjalistów od wolniejszych nawierzchni nawet nie przyjeżdżało do Londynu, bądź odpadało bardzo szybko. Organizatorzy chcieli zatem lekko wspomóc tych, którzy na trawie czuli się jak ryba w wodzie.
Warto również przypomnieć jakie są reguły losowania w drabinkach na 128 zawodników w turniejach wielkoszlemowych (oczywiście zakładając że wszyscy nierozstawieni poodpadają):
- W trzeciej rundzie gracze z numerami 1-8 mierzą się z tymi rozstawionymi 25-32. Ci “noszący” liczby 9-16 zagrają z zawodnikami mającymi numery 17-24.
- W czwartej rundzie zawodnicy 1-4 toczą boje z tymi 13-16. Gracze mający numery 5-8 muszą stawić czoła rywalom z numerkami 9-12.
- Ćwierćfinały to już pojedynki zawodników 1-4 z tymi 5-8.
- W półfinałach pierwszy i drugi rozstawiony wpada na graczy z numerami trzy i cztery.
- Zawodnicy nr 1 i nr 2 mogą się ze sobą zmierzyć dopiero w finale.
- Cała reszta rozstrzygana jest już metodą losowania.
Podczas 17-letniego obowiązywania formuły, co najmniej kilkukrotnie bardzo pomogła ona niżej sklasyfikowanym zawodnikom osiągnąć dobry wynik. Oto najważniejsze z tych przypadków:
2004
Specjalne reguły bardzo pomogły Sjengowi Schalkenowi, który zamiast zajmowanego miejsca 17 w rankingu ATP, został rozstawiony z numerem 12. Holender w poprzednich dwóch latach dochodził do ćwierćfinału Wimbledonu i powtórzył ten sukces, w dużej mierze dzięki wygodnej drabince. Schalken w trzeciej rundzie miał się spotkać ze słabo grającym na trawie Juanem Ignacio Chelą, ale Argentyńczyk nawet do tej fazy nie dotarł. Ostatecznie Schalken na drodze do finałowej ósemki zmierzył się tylko z jednym rozstawionym zawodnikiem, z numerem 30 Vincentem Spadeą.
2005
Kosztem Lleytona Hewitta, Andy Roddick został rozstawiony z numerem 2. Było to o tyle kluczowe, że dopiero w finale Amerykanin mógł zmierzyć się ze zwycięzcą poprzednich dwóch edycji, Rogerem Federerem. Dokładnie tak się zresztą stało, natomiast Hewitt musiał stawić czoła Szwajcarowi już w półfinale.
Nie miał na co narzekać także Thomas Johansson, rozstawiony z dwunastką mimo zajmowania osiemnastej pozycji w rankingu ATP. Dodatkowo po wycofaniu się Guillermo Canasa, Johansson miał w swojej sekcji tylko zawodników z numerami 19, 28 i 33. Ostatecznie do ćwierćfinału doszedł nie mierząc się z żadnym z nich. Przegrał dopiero w półfinale ze wspomnianym wyżej Roddickiem.
2007
Novak Djoković został rozstawiony z numerem 4, o jedną pozycję wyżej niż jego ówczesny ranking ATP. Pozwoliło mu to aż do półfinału uniknąć starcia z dwoma faworytami turnieju, Rogerem Federerem i Rafaelem Nadalem. Ostatecznie przegrał z Hiszpanem w półfinale. Stratny na tej sytuacji był Nikolay Davydenko, który jednak miał szczęście w losowaniu i gdyby dotarł do ćwierćfinału to zmierzyłby się nie z jednym z dwóch dominatorów tamtego sezonu, a właśnie z Novakiem Djokoviciem.
2009
Po przeliczeniu punktów o 8 miejsc podskoczył Ivo Karlović, będąc rozstawiony z numerem 22. Wydawać się to może mało istotne, ale zawodnicy rozstawieni z numerami od 25-32 już w trzeciej rundzie muszą zmierzyć się z kimś z czołowej ósemki. Chorwat tego obowiązku uniknął i świetnie wykorzystał szansę, wygrywając z Jo-Wilfriedem Tsongą i Fernando Verdasco na drodze do swojego jedynego wielkoszlemowego ćwierćfinału.
2011
Duży bonus otrzymał też Jo-Wilfried Tsonga, załapując się na 12 rozstawienie w 2011 roku (w rankingu ATP zajmował miejsce 19). Francuz dopiero w ćwierćfinale miał zatem szansę zagrać z kimś z pierwszej czwórki. Tak też się stało i Tsonga po zwycięstwie nad Rogerem Federerem zakończył swój udział w turnieju wimbledońskim na fazie półfinałowej.
2014
Numer 3 światowego rankingu Stan Wawrinka i numer 5 Andy Murray zamienili się ze sobą miejscami na liście rozstawionych w turnieju. Murray uniknął dzięki temu Nadala, Federera i Djokovicia aż do półfinału, Wawrinka zaś już w ćwierćfinale musiał stawić czoła swojemu legendarnemu rodakowi. Murray szansy nie wykorzystał przegrywając z Grigorem Dimitrovem, zaś w pojedynku Szwajcarów zwyciężył zgodnie z przewidywaniami Federer.
2017
Znów stratny był Stan Wawrinka, którego z czołowej czwórki wypchnął Roger Federer, tym sposobem unikając na swojej drodze do półfinałów Novaka Djokovicia i Andy’ego Murraya. Obaj rywale odpadli jednak szybciej i Szwajcar w dominującym stylu tryumfował w całej imprezie bez straty seta.
Chyba największym beneficjentem na przestrzeni lat okazał się Gilles Muller. Luksemburczyk świetnie spisywał się w przed-Wimbledonowych turniejach na trawie, jednak już na głównej imprezie nie przebił się dotąd przez trzecią rundę. Gdyby nie specjalna formuła rozstawiania, Muller ponownie już w tej fazie rywalizacji zmierzyłby się z zawodnikiem z najlepszej ósemki. Tak się jednak nie stało gdyż zamiast numeru 26 w rankingu ATP przy jego nazwisku zawidniała szesnastka. Muller spokojnie dotarł do czwartej rundy, gdzie następnie w chyba najlepszym meczu w swojej karierze pokonał Rafaela Nadala, tym samym osiągając swój drugi ćwierćfinał wielkoszlemowy.
2018
Pięć miejsc wyżej rozstawiony został Novak Djoković, wracający do formy po kontuzjach i średnio udanej pierwszej połowie roku 2018. Numerek 12 w drabince pozwolił mu odwlec spotkanie z Federerem lub Nadalem co najmniej do ćwierćfinału, a ostatecznie dzięki dobremu losowaniu nawet do półfinału. Serb świetnie wykorzystał daną mu szansę i po pokonaniu Nadala sięgnął po wygraną w całej imprezie.
Co można na podstawie tych przykładów powiedzieć o skuteczności działania i zasadności specjalnej formuły rozstawiania na Wimbledonie? To co najważniejsze – spełniała swój cel. Podczas 17-letniego funkcjonowania to rzeczywiście specjaliści od kortów trawiastych zyskiwali na tej regule i niejednokrotnie dzięki temu zachodzili daleko w tym turnieju.
Jako powód rezygnacji, organizatorzy podali “jakość rywalizacji, rozrywkę, współczesne korty trawiaste”. W ostatnich 15-20 latach nawierzchnia ta została znacząco zwolniona i rzeczywiście nie ma już tak wielu specjalistów od kortów trawiastych. Sukcesy zaczyna na Wimbledonie odnosić wielu zawodników kojarzonych raczej z wolniejszymi nawierzchniami (przykładem ćwierćfinał Guido Pelli sprzed roku).
Ogniem zapalnym tej decyzji prawdopodobnie była też kontrowersja sprzed roku, gdy Novak Djoković i Rafael Nadal publicznie wyrazili niezadowolenie z wyższego rozstawienia Rogera Federera. Organizatorzy Wimbledonu, AELTC, podkreślają też że wszystko zostało skonsultowane z zawodnikami. Mi, osobiście jest troszkę żal, bo oglądanie takich specjalistów od gry na kortach trawiastych jak Muller, Karlović czy Johansson w dalszych fazach turnieju może być teraz jeszcze rzadsze. Patrząc na drugą stronę medalu, klarowność i zunifikowane reguły to coś do czego turnieje wielkoszlemowe zdecydowanie powinny dążyć.