Podsumowanie sezonu w rozgrywkach ATP Challenger Tour. Statystyki, rekordy, ciekawostki i Polacy.

źródło: negativespace.co

Po bardzo okrojonym poprzednim sezonie (59 imprez), ATP Challenger Tour wrócił praktycznie w pełni sił w 2021 roku. Szczególnie w drugiej części sezonu, wielokrotnie mogliśmy oglądać aż pięć turniejów w jednym tygodniu. Razem dało nam to liczbę 147.

Jeśli chodzi o podział na nawierzchnie, ten sezon był znacznie bardziej skoncentrowany na kortach ziemnych niż poprzednie. 85 (58%) imprez odbyło się właśnie na mączce (w roku 2020 i 2019 było to 41%). Najczęstszym organizatorem wciąż pozostają Włosi, którzy zaprosili do siebie tenisistów aż 25 razy.

Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis

Aż po 20 tytułów singlowych sięgnęli Argentyńczycy, wyrównując tym samym swój własny rekord z roku 2007 i 2016 roku. Francuzi również osiągnęli taki wynik, szesnaście lat temu. W obecnym sezonie tylko jedno trofeum mniej zdobyli Amerykanie. 

Tallon Griekspoor (fot. Shev123 – praca własna)

Griekspoor, Bonzi i Baez zapisują się na kartach historii

Zdecydowanie największym wydarzeniem tego roku było najpierw wyrównanie, a potem pobicie rekordu liczby zdobytych tytułów w jednym sezonie. Do tej pory na czele listy znajdowali się Younes El Aynaoui (1998), Juan Ignacio Chela (2001) i Facundo Bagnis (2016). Pierwszy dołączył do nich Benjamin Bonzi wygrywając sześć razy, ale Francuz pod koniec sezonu osłabł z uwagi na bardzo intensywny kalendarz startów.

Szybko to osiągnięcie wyrównał Tallon Griekspoor, któremu udało się wyśrubować rekord aż do ośmiu. Jednocześnie osiągnął też najdłuższą serię zwycięstw w historii cyklu, wygrywając 25 spotkań z rzędu (passa wciąż trwa). Niedługo potem swój szósty tytuł wygrał też Sebastian Baez.

Dlaczego w tym sezonie, aż trzech zawodników pobiło wydawałoby się ledwo osiągalny rekord? Odpowiedzią może być wciąż działający “pandemiczny” system rankingowy, który po prostu przytrzymał Griekspoora czy Bonziego w challengerach na trochę dłużej niż wyglądałoby to zwykle przy takich wynikach.

Inni zawodnicy, o których warto wspomnieć

Najwięcej meczów w tegorocznych rozgrywkach wygrał Bonzi (50), ale tylko jeden mniej zapisał na swoim koncie Tomas Martin Etcheverry. Argentyńczyk zdobył “jedynie” dwa tytuły cyklu w tym roku, ale rekordowe piętnaście razy dochodził do fazy ćwierćfinałowej.

Najlepszy stosunek wygranych do porażek osiągnął Jenson Brooksby, wygrywając 23 z 26 spotkań (89%). Młody Amerykanin rozpoczął rok od porażki z Cemem Ilkelem w Potchefstroom, a następnie został pokonany tylko przez Bjorna Fratangelo i Thanasiego Kokkinakisa. Następnymi zawodnikami w tej klasyfikacji byli, bez niespodzianek, Baez i Griekspoor.

Cztery tytuły wygrał 18-letni Holger Rune. Duńczyk został w ten sposób czwartym najmłodszym zawodnikiem, któremu udało się zdobyć tyle trofeów na tym poziomie. Szybsi od niego byli tylko Richard Gasquet, Carlos Alcaraz i Richard Gasquet.

Wprowadzenie (i sukces) formatu Challenger 50

Aby usprawnić i ułatwić zawodnikom przejście z poziomu ITF World Tennis Tour do challengerów, ATP wprowadziło nową rangę zawodów, dedykowaną dla graczy z rankingiem 151 lub mniejszym (wyżej sklasyfikowani mogą liczyć na dziką kartę zaaprobowaną przez ATP, ale zainteresowanie tym rozwiązaniem było dość małe). Pierwszy taki turniej wystartował już w 2020 roku w Potchefstroom, ale nie został dokończony z uwagi na początek pandemii.

W tym roku rozegrano dziesięć takich imprez, a o ich powodzeniu najlepiej świadczą nazwiska, które triumfowały w dalszej części sezonu. Zdenek Kolar wygrał swojego pierwszego ATP Challengera właśnie w “pięćdziesiątce” w Oeiras, a następnie wygrał dwa turnieje wyższej rangi (w tym Pekao Szczecin Open). Podobne sukcesy osiągnęli też Zizou Bergs, Franco Agamenone, zwycięzcy z Sankt Petersburga i Pragi, którzy później dołożyli do tego też tytuły “klasycznych” challengerów.

Ciekawostki

Pięciu zawodników z top 50 rankingu ATP wystartowało w tym sezonie w challengerach (potrzeba do tego dzikiej karty zaakceptowanej przez ATP). Co ciekawe, żaden z nich nie przeszedł nawet ćwierćfinału, co ponownie pokazuje jak niewielka jest różnica między poziomami. Benoit Paire szybko odpadał w Roanne i w Brunszwiku, Ugo Humbert już w pierwszej rundzie pożegnał się z turniejem w Orleanie. Podobny los czekał Alberta Ramosa-Vinolasa w Szczecinie. Jedynym ćwierćfinalistą był Dan Evans na trawie w Nottingham, który uległ Denisowi Kudli.

Orlando Luz i Rafael Matos wygrali turniej deblowy w Concepcion grając tylko jeden mecz. Wielu zawodników wycofało się, by wystąpić w rozpoczynających się w piątek eliminacjach do turnieju ATP w Cordobie. Brazylijska para zagrała tylko w finale, wygrywając 7-5 6-4 z Sergio Galdosem i Diego Hidalgo, otrzymując wcześniej trzy walkowery.

Go Soeda osiągnął w tym roku 400 zwycięstw na poziomie challengerowym, jako trzeci zawodnik w historii. Japończyk ma ich aktualnie 404, szybsi byli tylko Ruben Ramirez Hidalgo (423) i Paolo Lorenzi (421). Obaj zakończyli już kariery – Włoch podczas tegorocznego US Open.

Go Soeda (fot. Steven Pisano / flickr.com)

Francisco i Juan Manuel Cerundolo są szóstymi w historii braćmi którzy wygrali co najmniej po turnieju ATP Challenger Tour w jednym sezonie. Wcześniej byli to Jeff i Russell Simpson, Nicolas i Giovanni Lapentti, Oliver i Christophe Rochus, Gerald i Jurgen Melzer oraz Scott i Tallon Griekspoor.

Dziewięciu zawodników wygrało turniej pomimo konieczności grania w kwalifikacjach, jednym z nich był Kacper Żuk w Splicie. Ta sztuka udała się pewnemu graczowi nawet dwukrotnie, a był to Zizou Bergs (Sankt Petersburg i Lille).

Polacy w turniejach ATP Challenger Tour

Po roku przerwy turnieje rangi ATP Challenger Tour wróciły do Polski. Imprezę z Sopotu, której dyrektorem jest Mariusz Fyrstenberg, przeniesiono do Warszawy, a Poznań i Szczecin utrzymały się w challengerowym kalendarzu. Jak zwykle najwyższy rangą był ten trzeci, odbywający się w tygodniu zaraz po US Open. Polskie turnieje to okazja do pokazania się dla wielu naszych reprezentantów, część wykorzystała ją wyśmienicie, a część jednak odstawała od konkurencji. Zaczniemy od wyczynów singlowych Polaków w tym sezonie:

Kacper Żuk 37 zwycięstw, 17 porażek (30-15 w głównych drabinkach), tytuł w Splicie, finał w Sankt Petersburgu, półfinały w Splicie i Cassis.

Jedno z odkryć tego sezonu? Obserwując grę Żuka w końcówce roku 2020 można było się spodziewać, że będzie dobrze, ale chyba nie aż tak. Najbardziej cieszy pierwszy tytuł tej rangi w Splicie (jako ósmy Polak w historii), a także awans w rankingu do miejsc gdzie nie potrzeba już grać kwalifikacji do challengerów, za to walczy się o główne drabinki wielkoszlemowe. Na początku roku Polak był chyba najbardziej regularnym zawodnikiem w tourze, dochodząc do sześciu ćwierćfinałów z rzędu. Później było już trochę bardziej sinusoidalnie, ale niewątpliwie Kacper pokazuje, że po prostu poziom challengerowy to już dla niego chleb powszedni i potrafi regularnie wygrywać na nim mecze. Na kolejny sezon będą nowe cele i zupełnie inne oczekiwania.

Kamil Majchrzak (fot. Carine06 / flickr.com)

Kamil Majchrzak 18 zwycięstw, 8 porażek, finały w Szczecinie i Nottingham, półfinały w Tulln i Nottingham. 

Druga połowa sezonu była w wykonaniu Kamila bardzo dobra, ale chyba nie do końca odbiło się to na wynikach. Majchrzak formę złapał na trawie w Nottingham, dochodząc do półfinału i finału. Szkoda że nie udało się pokonać Alexa Bolta w ostatnim meczu, a tym samym wygrać dziką kartę do głównej drabinki Wimbledonu. Później wciąż było bardzo solidnie – ćwierćfinał w Libercu, półfinał w Tulln i finał na rodzimych kortach w Szczecinie (pierwszy Polak od 28 lat). Po drodze parę naprawdę dobrych spotkań, dwa zwycięstwa z Holgerem Rune, na rozkładzie też Yannick Hanfmann czy Roberto Carballes Baena. Pod koniec sezonu przypałętał się uraz, który wyeliminował Kamila z dalszej gry już na początku października. Współpraca z legendarnym mistrzem Wimbledonu w grze podwójnej Joakimem Nystromem wyglądała świetnie, a Majchrzak coraz lepiej serwuje i posiada więcej opcji na wygrywanie punktów. Teraz potrzeba tylko zdrowia, a jeśli wróci forma z lata tego roku, powinny nadejść też wyniki.

Daniel Michalski 8 zwycięstw, 10 porażek (1-5 w głównych drabinkach), druga runda w Lizbonie.

To miał być rok w którym Daniel Michalski powoli zadomowi się na stałe w turniejach cyklu ATP Challenger Tour. Tak się jednak nie stało, czasami trochę brakowało szczęścia w losowaniu (Vit Kopriva czy Botic van de Zandschulp), ale wiele drobnych okazji nie zostało wykorzystanych, szczególnie w kwalifikacjach. Zwycięstwo z Taro Danielem w Lizbonie warto zapamiętać, bo trzeci set w wykonaniu Polaka był majstersztykiem. Michalski wyszedł ze swojej strefy komfortu i grał bardzo agresywnie, mimo ponad trzech godzin gry w nogach. W kolejnym sezonie warto byłoby bardziej skupić się na właśnie tych imprezach i mądrzejszym ułożeniu kalendarza. Dzięki temu drugiego aspektowi Daniel prawdopodobnie miałby na koncie kilka zwycięstw więcej, szczególnie pod koniec sezonu gdy drabinki stały się zdecydowanie słabsze.

Paweł Ciaś 2 zwycięstwa, 1 porażka (główna drabinka), ćwierćfinał w Szczecinie.

Jako najlepszy zawodnik cyklu Lotos PZT Polish Tour, Paweł Ciaś otrzymał dziką kartę do wieńczącej tę serię turniejów imprezy w Szczecinie. 27-latek zawsze grał w tym challengerze znakomicie, wielokrotnie pokonując o wiele wyżej sklasyfikowanych rywali (Andrea Arnaboldi czy Alessandro Giannessi). Tym razem w Szczecinie Ciaś dotarł aż do ćwierćfinału, co było jego najlepszym startem w turnieju tej rangi w karierze. To nie był też koniec bicia rekordów, ponieważ Paweł zaliczył też swoje pierwsze zwycięstwo z zawodnikiem z “pierwszej setki”, pokonując Stefano Travaglię. Pod koniec roku pojawiło się kilka kolejnych okazji do zagrania w challengerach, ale Polak za każdym razem wycofywał się na kilka dni przed startem.

Jan Zieliński 5 zwycięstw, 4 porażki (1-2 w głównych drabinkach), druga runda na Majorce.

Jan Zieliński oczywiście skupia się bardziej na deblu, stąd też wystąpił w tym roku tylko w trzech imprezach singlowych. Cieszy fakt, że w każdej wygrał co najmniej jedno spotkanie, prezentując się naprawdę bardzo przyzwoicie. W Warszawie przebrnął przez kwalifikacje, a w turnieju na Majorce zagrał w głównej drabince jako tzw. lucky loser. Los zgotował mu rewanż z Alejandro Gonzalezem i tym razem mecz ten wyglądał już zupełnie inaczej, a Janek mimo skurczów triumfował po trzech godzinach walki. Było to jego pierwsze zwycięstwo w głównej drabince turnieju tej rangi w karierze.

Szymon Kielan 1 zwycięstwo, 2 porażki (1-1 w głównej drabince), druga runda w Warszawie.

Halowy mistrz Polski błysnął w Warszawie, pokonując w pierwszej rundzie turnieju doświadczonego Portugalczyka Goncalo Oliveirę. 19-latek puszczał serwisowe bomby o prędkości ponad 220 kilometrów na godzinę, a w swoich najlepszych momentach grał praktycznie sam ze sobą, atakując każdą piłkę i pozostawiając rywalom bardzo mało pola do popisu. W drugiej rundzie Kielan uległ po dosyć równym dwusetowym spotkaniu Lukasowi Miedlerowi, a następnie zagrał jeszcze tylko w eliminacjach w Szczecinie. Szkoda, że od kilku lat nie mamy już w Polsce challengera halowego (a w zasadzie żadnego profesjonalnego turnieju pod dachem). Tam Szymon mógłby naprawdę poszaleć.

Maciej Rajski 1 zwycięstwo, 1 porażka (kwalifikacje).

Dosyć niespodziewanie dziką kartę do eliminacji w Szczecinie zgarnął Maciej Rajski, który wywalczył ją sobie wygrywając ITF-a w Łodzi. 30-latek pokazał, że na pewno nie warto o nim zapominać, wygrywając świetny mecz z finalistą Challengera w Poznaniu sprzed dwóch lat, Rudolfem Mollekerem. Polak grał bardzo mądrze i wciągał rywala w długie wymiany przeciwko swojemu bekhendowemu slajsowi, prowokując błędy. Mimo dobrej gry, w ostatniej rundzie kwalifikacji Rajski uległ w trzech setach Alexeyowi Vatutinowi, czyli mistrzowi z Poznania z roku 2017.

Szymon Walków 1 zwycięstwo, 1 porażka (kwalifikacje).

Deblowy partner Jana Zielińskiego wystąpił w tym roku w singlu tylko raz, w eliminacjach do Challengera w Mouilleron-Le-Captif. Walków najpierw pokonał w Polskim meczu Karola Drzewieckiego, a następnie nie wykorzystał czterech piłek meczowych, przegrywając z Niemcem Matsem Rosenkranzem. Niebezpieczny rywal w głównej drabince zrobił potem furorę, dochodząc do półfinału dzięki wygranym z trzema zawodnikami z pierwszej setki.

Piotr Matuszewski 1 zwycięstwo, 3 porażki (kwalifikacje).

Po raz pierwszy w swojej karierze, Piotr Matuszewski wygrał mecz w eliminacjach do challengera, pokonując Włocha Francesco Villardo w Forli. Z kolejnej rundy już po sześciu gemach wykluczyła go kontuzja, ale poprawienie rankingu deblowego powinno mu w następnym sezonie zapewnić okazję na więcej startów w singlowych eliminacjach na tym poziomie.

Maks Kaśnikowski 0 zwycięstw, 3 porażki (jedna w głównej drabince).

Inni zawodnicy bez zwycięstwa zostaną już poruszeni w poście zbiorowym, ale Maksa wyróżnić należy za naprawdę dobre występy i chyba trochę brak szczęścia w losowaniach. Na trzeciego seta z Vitaliyem Sachko w Szczecinie nie starczyło sił, ale mecz w Warszawie z Camilo Ugo Carabellim stał na naprawdę wysokim poziomie. Dla Argentyńczyka był to turniej przełomowy i pierwszy tytuł tej rangi w karierze.

Karol Drzewiecki 0 zwycięstw, 3 porażki (kwalifikacje)

Wojciech Marek 0 zwycięstw, 3 porażki (kwalifikacje)

Aleksander Orlikowski 0 zwycięstw, 1 porażka (główna drabinka)

Marcel Politowicz 0 zwycięstw, 1 porażka (kwalifikacje)

Jasza Szajrych 0 zwycięstw, 1 porażka (kwalifikacje)

Występy singlowe tej piątki przeszły raczej bez echa, Karol Drzewiecki powalczył tylko we wspomnianym meczu z Walkowem, dosyć dobre spotkanie zagrał też Aleksander Orlikowski z Manuelem Guinardem w Poznaniu, który jako jedyny z tych zawodników wystąpił w drabince głównej. 

Więcej sukcesów w grze podwójnej

Jeśli chodzi o debla, tradycyjnie wiele radości przyniosła nam para Walków/Zieliński, wygrywając trzy turnieje (Split, Brunszwik, Meerbusch). Warto dodać, że pod względem liczby zdobytych punktów przez cały rok, Polacy byli trzecią parą w całym cyklu. Janek doszedł jeszcze do finału na Majorce w parze z Fernando Rombolim, przegrywając z Karolem Drzewieckim i Sergio Martosem Gornesem. Drzewiecki zaliczył dosyć nierówny sezon, pełen porażek w pierwszych rundach, ale też z kilkoma bardzo mocnymi akcentami. Oprócz wspomnianej Majorki, był też w finale w Poznaniu, w parze z Aleksandarem Vukiciem.

Zdecydowanie najlepszy rok w swojej karierze ma za sobą Piotr Matuszewski, który chyba już na dobre zawitał do cyklu ATP Challenger Tour w zmaganiach deblowych. Finał w Warszawie w parze z Vladyslavem Manafovem pozwolił mu znacznie poprawić ranking, a w konsekwencji do końca roku Polak grał już głównie w tym cyklu, między innymi zaliczając półfinał w Bari z Drzewieckim i kolejny finał na sam koniec sezonu w Maia, w parze z Davidem Pichlerem.

Piotr Matuszewski i David Pichler (fot. Piotr Matuszewski FP)

Dla Walkowa i Zielińskiego kolejny rok powinien być poszukiwaniem coraz większej liczby startów w głównym cyklu. Ze strony Drzewieckiego i Matuszewskiego liczymy na razie na sukcesy w challengerach, być może również i wspólne, bo pod koniec roku Polacy wystąpili ze sobą kilkukrotnie i zagrali parę zupełnie niezłych spotkań.


Turnieje ATP Challenger Tour możesz obstawiać w forBET, a korzystając z kodu TBD otrzymujesz pakiet powitalny o wartości 2350 PLN, a w tym m.in. zakład bez ryzyka do 100 PLN oraz 14 dni gry bez podatku!

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie sport_900x300.gif