Sezon 2020 był niewątpliwie wyjątkowy i jednocześnie chciałbym by nigdy się nie powtórzył, ponieważ byliśmy i dalej jesteśmy świadkami ogromnego zamieszania, którego sprawcą jest rzecz jasna wirus. Bardzo ciężko usiąść i podsumować w kilku akapitach ubiegły sezon, który składał się z dwóch części, który przedzieliła najdłuższa przerwa w historii ery open. Oficjalnie, spotkań o punkty nie oglądaliśmy od 12 marca do 23 sierpnia 2020 czyli prawie pół roku. W sumie odbyły się 33 turnieje głównego cyklu czyli około 50% z zaplanowanych, a trzeba jeszcze doliczyć odwołane spotkania Davis Cup, Laver Cup oraz Next Gen ATP Finals. Kalendarz po wznowieniu był momentami przepełniony grami, a czasem tych gier było bardzo mało, więc siłą rzeczy niektóre turnieje mogły pochwalić się najlepszą obsadą w historii.
Poniżej postarałem się opisać w telegramowym skrócie ubiegły sezon turniej po turnieju, miesiąc po miesiącu. Wszystko urozmaiciłem ciekawymi statystykami, a dodatkowo razem z Sebastianem Warzechą, opisaliśmy kilka ciekawych wątków, tj. rywalizacja wielkiej trójki z resztą świata, objawienia, porażki czy też momenty sezonu.
Styczeń
Sezon rozpoczął się od ATP Cup w Brisbane, Perth i Sydney. W turnieju zastępującym legendarny Puchar Hopmana najlepsza okazała się Serbia, dla której lwią robotę wykonał znakomicie dysponowany Novak Djokovic. Serbia w finale okazała się minimalnie lepsza od Hiszpanii, w której królował Rafael Nadal, lecz na hard kortach był nieco słabszy od swojego najgroźniejszego rywala. W półfinale znalazły się reprezentacje Rosji oraz Australii, co raczej nie było żadną niespodzianką. Polska w turnieju nie odegrała dużej roli, ale znakomite występy singlowe zaliczył Hubert Hurkacz, lecz na zbyt wiele się to nie zdało. W deblu w parze z Łukaszem Kubotem byli wyraźnie słabsi od rywali.
Kilka dni po starcie ATP Cup, rozpoczął się pierwszy turniej ATP Tour 250 w Doha, gdzie najlepszy okazał się Andrey Rublev, który w finale ograł Corentina Mouteta. Dla Francuza był to jednak tylko przebłysk biorąc pod uwagę cały sezon.
W kolejnym tygodniu rozgrywki przeniosły się do Adelaidy oraz Auckland. W Australii już drugi triumf głównego cyklu zaliczył Andrey Rublev, a w finale zagrał ponownie z dość nieoczywistym rywalem, bo z Lloydem Harrisem, który podobnie jak Moutet w dalszej części sezonu już tak nie zachwycał. Z kolei w Nowej Zelandii swój pierwszy triumf w karierze odniósł Ugo Humbert, który w finale ograł swojego rodaka Benoita Paire, dla którego dalsza część sezonu była wręcz fatalna. Warto zaznaczyć, że do półfinału zaszedł Hubert Hurkacz.
Ostatnim epizodem sezonu na Antypodach było rzecz jasna Australian Open. Tam już ósmy raz królował Novak Djokovic, który w finale pokonał bardzo dobrze dysponowanego Dominica Thiema, dla którego był to już drugi przegrany finał Wielkiego Szlema. Do półfinału zaszedł Alexander Zverev, który przełamał poniekąd swoją wielkoszlemową niemoc oraz Roger Federer, dla którego niestety był to ostatni akcent tego sezonu, po którym przeszedł operację. W ćwierćfinałach oglądaliśmy ponadto Rafaela Nadala, Stana Wawrinkę, powracającego do formy Milosa Raonicia oraz lubiącego ten turniej jak żaden inny Tennysa Sandgrena.
Luty
Drugi miesiąc roku to rozgrywki halowe w Europie (Montpellier), mączka w Ameryce Łacińskiej (Cordoba) oraz azjatycki hard (Pune). Francja była szczęśliwa, jak to często bywa dla gospodarzy. Triumfował Gael Monfils, przed powracającym do dobrej formy Vaskiem Pospisilem, a w ćwierćfinale znalazło się w sumie aż czterech reprezentantów trójkolorowych. W półfinale znalazło się jeszcze dwóch solidnych “halowców”, a mianowicie Filip Krajinovic oraz David Goffin. W Cordobie swoją inaugurację miał cykl o nazwie Golden Swing, w której najlepiej wypadł kochający cegłę Cristian Garin. W finale pokonał faworyzowanego Diego Schwartzmana, a do półfinału zaszedł Laslo Djere, który znany jest z dobrych występów na mączce oraz niespodziewanie słowacki rodzynek – Andrej Martin. Do Indii z kolei nie przyjechało zbyt wielu mocnych graczy, więc zobaczyliśmy dość niespodziewany skład finału jak na standardy głównego cyklu. Jiri Vesely okazał się nieco lepszy od białoruskiego serwismena – Egora Gerasimova. W półfinale znaleźli się także inni mniej oczywiści gracze, a mianowicie James Duckworth oraz Ricardas Berankis.
W kolejnym tygodniu rywalizacja z Francji przeniosła się do Holandii, lecz tam zbyt wiele się nie zmieniło, gdyż znów triumfował znakomity w tamtym okresie Gael Monfils, który w finale pokonał Felixa Augera-Aliassime. W półfinale znalazł się Pablo Carreno-Busta oraz Filip Krajinovic, któremu po nocach śniły się pojedynki oraz zmarnowane okazje z Gaelem Monfilsem.
Golden Swing z Cordoby przeniósł się do Buenos Aires, gdzie zdecydowanie najlepszy okazał się norweski talent – Casper Ruud. W finale pokonał debiutanta na tym etapie rozgrywek – Pedro Sousę. Gospodarze tym razem odpadli w półfinałach (Diego Schwartzman i Juan Ignacio Londero). Trzeci turniej z kolei przeniósł się z Azji na drugą stronę świata, bo do nowojorskiej hali. Turniej wygrał Kyle Edmund, dla którego był to drugi triumf głównego cyklu, a w decydującym starciu ograł doświadczonego Andreasa Seppiego. Do półfinału dotarł niespodziewanie Jason Jung, który wcześniej kojarzony był raczej z rozgrywkami ATP Challenger oraz Miomir Kecmanovic, który nieco w cieniu innych zbierał kolejne ważne skalpy.
W trzecim tygodniu lutego Golden Swing zawitało w Rio de Janeiro, a tam znów triumf odniósł Cristian Garin. Finalistą znów był nieoczywisty zawodnik, bo kojarzony z rozgrywkami ATP Challenger – Gianluca Mager. Włoch pracował bardzo długo na ten wynik. W półfinale znalazł się także Borna Coric i niespodziewanie Attila Balazs, który podobnie jak Włoch grywał głównie na niższym szczeblu.
W Europie rozgrywki z Holandii ponownie przeniosły się do Francji, a dokładnie do Marsylii, gdzie swój pierwszy triumf w sezonie odniósł Stefanos Tsitsipas. W finale ograł Felixa Augera-Aliassime, dla którego można rzec była to już tradycja (Kanadyjczyk dalej miał cyfrę “0” przy statystyce triumfów w głównym cyklu ATP). W półfinale rozgrywki zakończyli Alexander Bublik i jedyny gospodarz, który osiągnął co najmniej ćwierćfinał – Gilles Simon. W USA rywalizacja przeniosła się do prestiżowego turnieju w Delray Beach, gdzie triumf wyserwował sobie Reilly Opelka. W finale okazał się lepszy od Yoshihity Nishioki, a w półfinale odpadli Milos Raonic oraz Ugo Humbert, który nie mógł narzekać na początek sezonu. Ponadto dobre występy zaliczyli Kwon Soon-woo, dla którego był to drugi ćwierćfinał w sezonie oraz młodziutki Brandon Nakashima czyli nadzieja amerykańskiego tenisa. Warto zaznaczyć, że w Delray Beach swój ostatni triumf w karierze odnieśli bracia Bryan, którzy niedługo później ogłosili zakończenie sezonu, a tym samym zawodowej kariery.
Czwarty tydzień lutego to ponownie trzy turnieje, z czego dwa prestiżowe, a mianowicie ATP 500 w Dubaju oraz turniej tej samej rangi w Acapulco. Oprócz tego zakończono Golden Swing w Santiago, które debiutowało na mapie ATP Tour. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich obyło się bez niespodzianki i kolejny raz triumfował Novak Djokovic. W finale wyraźnie gorszy okazał się Stefanos Tsitsipas. Kolejny dobry występ zaliczył Gael Monfils oraz w końcu z dobrej strony pokazał się Daniel Evans. Fantastyczny Andrey Rublev tym razem zatrzymał się na ćwierćfinale.
W Meksyku najlepszy okazał się drugi wielki gracz czyli Rafael Nadal. W finale bez problemów ograł Taylora Fritza. Półfinał tym razem padł łupem Johna Isnera oraz Grigora Dimitrova, dla którego w tamtym momencie był to najlepszy występ sezonu. Ponownie warto pochwalić Kwon Soon-woo za trzeci już ćwierćfinał w sezonie (godnie zastępował Hyeona Chunga). W Santiago faworytem był rzec jasna gospodarz będący w wysokiej formie – Cristian Garin, lecz ten miał w nogach triumf z Brazylii i niestety uraz wyeliminował go w ćwierćfinale. Skorzystał na tym jego rywal, który sensacyjnie triumfował w całym turnieju – Thiago Seyboth Wild. Uprzedzając nieco fakty w dalszej części sezonu wypadł już zdecydowanie gorzej. W finale pokonał triumfatora z Buenos Aires – Caspera Ruuda, a w półfinale odpadli Albert Ramos-Vinolas i Renzo Olivo, dla których był to promyk nadziei na lepszą grę w dalszej części sezonu.
Marzec
W marcu rozegrano jedynie rozgrywki Davis Cup, a w połowie miesiąca zawieszono wszystkie zawodowe rozgrywki. Wyniki z tamtego tygodnia przedstawiały się następująco:
Chorwacja – Indie 3–1
Węgry – Belgia 3–2
Kolumbia – Argentyna 3–1
Stany Zjednoczone – Uzbekistan 4–0
Australia – Brazylia 3–1
Włochy – Korea Południowa 4–0
Niemcy – Białoruś 4–1
Kazachstan – Holandia 3–1
Słowacja – Czechy 1–3
Austria – Urugwaj 3–1
Japonia – Ekwador 0–3
Szwecja – Chile 3–1
Cykl ma być kontynuowany w sezonie 2021.
Sierpień
Sezon wznowiono dopiero 23 sierpnia w Nowym Jorku w specjalnej “bańce”, w której tenisiści przechodzili kwarantannę, z możliwością treningów. Na Flushing Meadows rozegrano w pierwszej kolejności ATP Masters 1000 Cincinnati, a dopiero po ponad tygodniu US Open. W tysięczniku ponownie karty rozdawał Novak Djokovic, choć największe wrażenie zrobił na mnie Milos Raonic, który w cuglach dotarł do finału, w którym wygrał bardzo wyraźnie pierwszego seta, lecz spotkania ostatecznie nie domknął. Na półfinale turniej zakończyli Stefanos Tsitsipas i Roberto Bautista-Agut.
Jednak co najważniejsze odbyło się kilka dni później na tych samych kortach. Kolejną próbę zdobycia Wielkiego Szlema podjął Dominic Thiem, który w finale zmierzył się ze swoim kolegą Alexandrem Zverevem. Dla Niemca był to debiut na tym etapie i być może przez to przegrał próbę nerwów w końcówce spotkania. Austriak finał kończył z urazem, ale jakimś cudem w końcu dopiął swego. Mecz na pewno nie stał na wysokim poziomie, ale emocje zrekompensowały wszelkie mankamenty. W półfinałach turniej zakończyli Pablo Carreno-Busta, który skorzystał na dyskwalifikacji Novaka Djokovicia oraz Daniil Medvedev, który rok wcześniej walczył w finale. W ćwierćfinałach odpadli gracze młodego pokolenia, którzy zebrali cenne skalpy, a mianowicie Borna Coric, Alex de Minaur, Denis Shapovalov oraz Andrey Rublev.
Wrzesień
Rywalizacja bezzwłocznie z Ameryki Północnej przeniosła się do Europy, co poskutkowało słabszą obsadą w Kitzbuhel. Skład finału był iście niespodziewany, gdyż Yannick Hanfmann podejmował Miomira Kecmanovicia. Ostatecznie triumfował bardziej doświadczony na tym szczeblu Serb. W półfinale mieliśmy kolejne niespodziewane nazwisko – Marc-Andrea Huesler. Najlepszą czwórkę uzupełnił Laslo Djere. W kolejnym tygodniu rozgrywki przeniosły się na Foro Italico, gdzie Novak Djokovic szybko zrehabilitował się za nieudane US Open. W finale pokonał Diego Schwartzmana, który był autorem jednej z największych niespodzianek sezonu – w ćwierćfinale bardzo pewnie ograł Rafaela Nadala, dzięki fantastycznej dyspozycji. Ponadto z Rzymu z uśmiechem na ustach mogli wyjechać Casper Ruud i Denis Shapovalov, którzy doszli do półfinałów. Trzeci tydzień października to turniej ATP 500 w Hamburgu. Tam trzeci triumf w sezonie święcił Andrey Rublev, który w znakomitym finale pokonał Stefanosa Tsitsipasa. Kolejny półfinał zaliczył Casper Ruud, a do dobrej dyspozycji z Golden Swing powrócił Cristian Garin.
Rosjanin i Grek sukces w Niemczech odpokutowali w pierwszej rundzie Roland Garros, które ruszyło już tego samego dnia, co ostatni mecz w Hamburgu – istne szaleństwo. Obaj po mękach, jednak awansowali do II rundy pokonując Jaume Munara i Sama Querreya. W Paryżu królował rzecz jasna Rafael Nadal, który w finale wręcz zmiażdżył Novaka Djokovicia. W półfinale zameldował się niezmordowany Tsitsipas, który po drodze zrewanżował się Rublevowi oraz fantastyczny w ostatnich tygodniach Diego Schwartzman. Można rzec, że totalnie bez niespodzianek, a dodatkowo warto wyróżnić Jannika Sinnera, który zatrzymał się dopiero na Nadalu, w ćwierćfinale.
Październik
Jeszcze w pierwszej połowie miesiąca rozpoczął się prestiżowy turniej halowy w Petersburgu. Tych zawodów nie mógł sobie odpuścić Andrey Rublev, pomimo że grafik miał bardzo napięty. W finale pokonał dobrze dysponowanego Bornę Coricia. Na półfinałach występ zakończyli Kanadyjczycy, którzy w hali potrafią grać koncertowo – Milos Raonic i Denis Shapovalov. Równolegle odbywał się nieplanowany przed sezonem turniej halowy w Kolonii, w którym triumfował gospodarz – Alexander Zverev odnosząc dopiero pierwszy triumf w sezonie. W finale tradycyjnie poległ Felix Auger-Aliassime. W Niemczech w półfinałach odpadli Hiszpanie, a mianowicie Roberto Bautista-Agut oraz Alejandro Davidovich-Fokina, dla którego był to drugi mocny akcent sezonu (po US Open). W tym samym tygodniu w kalendarzu zadebiutował jeszcze jeden turniej, a mianowicie Sardynia Open rozgrywany rzecz jasna na nawierzchni ziemnej. Tam w końcu dopiął swego Laslo Djere, który w wielkim finale pokonał reprezentanta gospodarzy, który nawiązał do dyspozycji sprzed lat – Marco Cecchinato.
W kolejnym tygodniu października cykl pozostał w Kolonii oraz zawitał do Antwerpii czyli grano tylko i wyłącznie w hali. W Niemczech swoją wyższość nad konkurencją potwierdził Sasza Zverev, który w finale pewnie pokonał Diego Schwartzmana, dla którego hala nie jest oczywistym wyborem i naturalnym środowiskiem. Kolejny raz pochwalić należy Felixa Augera-Aliassime i Jannika Sinnera, którzy doszli do fazy półfinałowej. W Antwerpii drugi turniejowy triumf w sezonie jak i w całej karierze zaliczył znakomity Ugo Humbert, który w finale nie dał większych szans Alexowi de Minaurowi. Na półfinale turniej zakończyli Daniel Evans oraz Grigor Dimitrov (dla Bułgara był to kolejny mizerny rok).
Miesiąc zwieńczyły dwa turnieje – Nur-Sułtan oraz Wiedeń, który mógł pochwalić się najlepszą obsadą w historii. W Kazachstanie z kolei obsada nie rozpieszczała, a najlepszy okazał się John Millman, który w finale był wyraźnie lepszy od Adriana Mannarino. Na półfinałach zatrzymali się Emil Ruusuvuori i Frances Tiafoe. Amerykanin ostatnio rzadko dochodził do tak wysokich faz, a Fina oczywiście należy pochwalić, ponieważ płynnie przeszedł z cyklu ATP Challenger do głównego cyklu. W Wiedniu mimo znakomitej obsady byliśmy świadkami kilku niespodzianek, a największą był finał z udziałem Lorenzo Sonego, który wcześniej nie miał wiele wspólnego z grą w hali. Ponadto w ćwierćfinale wyeliminował w cuglach Novaka Djokovicia, który po meczu stwierdził, że nie bardzo mu zależało. Piąty turniejowy triumf odniósł Andrey Rublev, który nikomu nie pozostawił złudzeń. Kolejny półfinał zaliczył Daniel Evans, a Kevin Anderson w końcu pokazał się z dobrej strony, choć jeszcze daleko mu do dawnej dyspozycji.
Listopad
W ostatnim miesiącu sezonu rozgrywki zawitały do hali Bercy w Paryżu. Pierwszy raz od dawna turniej odpuścił Novak Djokovic, który wykonał celowy zabieg by odpocząć przed finałami sezonu (rok wcześniej triumfował, a według “pandemicznego” rankingu liczył się lepszy występ z lat 2019-2020, więc gra we Francji byłaby bezcelowa). Próbę podjął z kolei Rafael Nadal, lecz nie jest tajemnicą, że ten turniej nieszczególnie mu leży. Zaszedł i tak daleko, bo do półfinału, gdzie w trzech setach lepszy był Daniil Medvedev, który ostatecznie wygrał cały turniej i nawiązał do formy sprzed roku. Alexander Zverev zaliczył czwarty finał sezonu, choć po pierwszym secie nic nie wskazywało, by miał go przegrać. W najlepszej czwórce znalazł się jeszcze Milos Raonic, który potwierdził, że ten sezon był dla niego całkiem udany i jeśli zdrowie dopisze to dalej może być bardzo groźny dla ścisłej czołówki.
W kolejnym tygodniu rywalizacja przeniosła się do Sofii, lecz tam można rzec, że zagrał drugi garnitur graczy. Swój pierwszy triumf w głównym cyklu odniósł Jannik Sinner, który pokonał Vaska Pospisila. Dla Kanadyjczyków był to dość udany sezon, mimo że w finałach nie odnosili sukcesów. W Bułgarii półfinał osiągnęli jeszcze trójkolorowi – Richard Gasquet i Adrian Mannarino.
15 listopada sezon zwieńczyło Nitto ATP Finals, które odbyło się ostatni raz w Londynie. Swoją moc potwierdził Daniil Medvedev, który po znakomitym boju ograł Dominica Thiema. Austriak podobnie jak przed rokiem zakończył turniej porażką w finale. Z kolei w półfinałach odpadli Novak Djokovic i Rafael Nadal, co było poniekąd pewnym symbolem powolnej zmiany warty.
Sezon 2020 był bardzo specyficzny i choć pewnie często będziemy do niego wracać pamięcią to nie będzie wspominany z wypiekami na twarzy. Kalendarz był bardzo spontaniczny, często wręcz nieprzemyślany. Ponadto zabrakło kibiców, Rogera Federera, Davis Cup oraz wielu emocji, gdyż mam wrażenie, że część turniejów po prostu została odhaczona dla potrzeb sponsorskich i rzecz jasna dla graczy, co akurat jest w pełni zrozumiałe. Niestety kolejny rok nie zapowiada się na wiele bardziej poukładany, choć plany są dość ambitne. Miejmy nadzieję, że za rok nie będę już musiał wspominać o wirusie lub będzie to temat jedynie marginalny.
Statystyki
Najważniejsza spośród wszystkich statystyk to oczywiście ranking na koniec sezonu. Tutaj obyło się bez niespodzianek czyli na dwóch pierwszych miejscach hegemonii, a tuż za nimi Dominic Thiem, który rozegrał najlepszy sezon w karierze, bynajmniej pod względem liczbowym i oczywiście w końcu zgarnął wielkiego szlema. Do czołowej ósemki wszedł rzecz jasna Andrey Rublev, który rozegrał zdecydowanie najlepszy sezon w życiu.
Ranking ATP Tour | ||
L.p. | Zawodnik | Punkty |
1 | Novak Djokovic | 12030 |
2 | Rafael Nadal | 9850 |
3 | Dominic Thiem | 9125 |
4 | Daniil Medvedev | 8470 |
5 | Roger Federer | 6630 |
6 | Stefanos Tsitsipas | 5925 |
7 | Alexander Zverev | 5525 |
8 | Andrey Rublev | 4119 |
9 | Diego Schwartzman | 3455 |
10 | Matteo Berrettini | 3075 |
34 | Hubert Hurkacz | 1518 |
106 | Kamil Majchrzak | 680 |
Oczywiście trzeba dodać, że ranking obejmuje ostatnie 22 miesiące, stąd też w czołówce dalej utrzymuje się Roger Federer, który wystąpił tylko na początku bieżącego roku. Więcej o zmianach w rankingu i kto na tym zyskał/stracił można przeczytać w naszym artykule (TUTAJ).
W czołowej dziesiątce zabrakło przedstawicieli Next Gen czyli graczy do 21 lat włącznie. Najlepszymi młodzieńcami okazali się Kanadyjczycy, choć Shapovalov nie zagrał w ani jednym finale, w przeciwieństwie do swojego nieco młodszego kolegi z reprezentacji. Auger-Aliassime dalej nie przełamał już można rzec klątwy, gdyż zagrał już w sześciu finałach głównego cyklu, nie wygrywając żadnego. Wśród graczy młodej generacji turniejowym triumfem w tym roku mogą się pochwalić: Jannik Sinner, Miomir Kecmanovic oraz Thiago Seyboth Wild.
Ranking zawodników nowej generacji (do 21 lat włącznie) | ||
L.p. | Zawodnik | Wiek |
1 | Denis Shapovalov | 21 |
2 | Felix Auger-Aliassime | 20 |
3 | Jannik Sinner | 19 |
4 | Alex de Minaur | 21 |
5 | Miomir Kecmanovic | 21 |
6 | Alejandro Davidovich Fokina | 21 |
7 | Lorenzo Musetti | 18 |
8 | Carlos Alcaraz | 17 |
9 | Emil Ruusuvuori | 21 |
10 | Thiago Seyboth Wild | 20 |
Przy okazji zapraszamy na szerszy artykuł na temat zawodników, którzy w najbliższym czasie mogą podbić rozgrywki głównego cyklu (TUTAJ).
Oczywiście dla potwierdzenia to, o czym wspominaliśmy czyli najwięcej turniejowych zwycięstw odniósł Andrey Rublev, który rywalizował z Novakiem Djokoviciem. Zdecydowanie za nimi uplasowali się m.in. Rafael Nadal, który poza Paryżem wygrał tylko w Acapulco, Alexander Zverev, który zwyciężył tylko dwukrotnie w Kolonii czy też nieco zapomniany Gael Monfils, który triumfował dwa razy w lutym i później już nie wrócił do formy.
Poczet triumfatorów | ||
L.p. | Zawodnik | Tytuły |
1 | Andrey Rublev | 5 |
2 | Novak Djokovic | 4 |
3 | Rafael Nadal | 2 |
4 | Daniil Medvedev | 2 |
5 | Alexander Zverev | 2 |
6 | Ugo Humbert | 2 |
7 | Christian Garin | 2 |
8 | Gael Monfils | 2 |
Najwięcej spotkań w sezonie rozegrali rzecz jasna ci sami zawodnicy, którzy zwyciężali w największej liczbie turniejów czyli Andrey Rublev i Novak Djokovic. Trzecie miejsce przypadło finaliście trzech imprez – Felix Auger Aliassime. Hubert Hurkacz dość daleko, gdyż w wielu imprezach odpadał dość szybko.
Zawodnicy z największą liczbą spotkań | ||
L.p. | Zawodnik | Spotkania |
1 | Andrey Rublev | 51 |
2 | Novak Djokovic | 46 |
3 | Felix Auger Aliassime | 42 |
4 | Stefanos Tsitsipas | 41 |
5 | Diego Schwartzman | 40 |
24 | Hubert Hurkacz | 28 |
Z kolei największą liczbę turniejów rozegrał dość niespodziewanie Adrian Mannarino, choć nie przełożyło się to na wynik sportowy. Znacznie lepiej radził sobie Kanadyjczyk, który zagrał w jednej imprezie mniej. Trzecie miejsce to dla mnie lekka niespodzianka, a mianowicie Alexander Bublik, który często powtarza, że nie lubi tenisa i uprawia go głównie dla pieniędzy.
Zawodnicy z największą liczbą rozegranych turniejów | ||
L.p. | Zawodnik | Turnieje |
1 | Adrian Mannarino | 17 |
2 | Felix Auger Aliassime | 16 |
2 | Alexander Bublik | 16 |
Kolejna statystyka obrazuje nie jak często występowali gracze, a z jakim skutkiem i tutaj bez niespodzianki, gdyż Nole odstawił konkurencję dość wyraźnie. To tylko podkreśla jak dobry pod względem sportowym był to sezon. Na drugim miejscu tym razem Andrey Rublev, a tuż za nim jego idol czyli Rafael Nadal, co tylko potwierdza tezę iż nie ilość, a jakość.
Zawodnicy z najwyższym współczynnikiem zwycięstw | ||
L.p. | Zawodnik | Odsetek wygranych [%] |
1 | Novak Djokovic | 89,13 |
2 | Andrey Rublev | 80,39 |
3 | Rafael Nadal | 79,41 |
4 | Daniil Medvedev | 73,68 |
5 | Dominic Thiem | 73,53 |
32 | Hubert Hurkacz | 53,57 |
Następne zestawienie to już gratka dla fanów ciekawostek. Najwięcej asów w sezonie wyserwował Milos Raonic, co nie jest oczywiście żadną niespodzianką. Wyraźnie za nim uplasował się John Isner, który rozegrał dość słaby sezon. Podium uzupełnił Andrey Rublev, który znajduje się wysoko praktycznie w każdym, możliwym zestawieniu. Warto podkreślić także niezłą pozycję Alexandra Zvereva, dla którego serwis znów jest bronią od czasu rozpoczęcia współpracy z Davidem Ferrerem.
Zawodnicy z największą liczbą asów serwisowych | ||
L.p. | Zawodnik | Asy serwisowe |
1 | Milos Raonic | 529 |
2 | John Isner | 412 |
3 | Andrey Rublev | 411 |
4 | Alexander Zverev | 409 |
5 | Reilly Opelka | 374 |
25 | Hubert Hurkacz | 215 |
Skoro były asy to nie mogło zabraknąć tabeli z podwójnymi błędami serwisowymi i dla tych co dokładnie śledzą tenis pozycja numer 1 nie jest żadną niespodzianką. Alexander Zverev króluje w tej statystyce, choć w końcówce sezonu znacznie się poprawił. Na dalszych miejscach także bez niespodzianek, gdyż młodzi Kanadyjczycy nieraz zawalili swoje mecze na serwisie. Na kolejnych miejscach znaleźli się Benoit Paire i Alexander Bublik, którzy także są znani z podwójnych błędów, szczególnie Kazach, który sporo ryzykuje w tym elemencie gry. Warto podkreślić dość wysoką pozycję Huberta Hurkacza, która wyraźnie wskazuje, że ten element należy poprawić, choć w ogólnym bilansie inkasuje znacznie więcej asów.
Zawodnicy z największą liczbą podwójnych błędów serwisowych | ||
L.p. | Zawodnik | Podwójne błędy serwisowe |
1 | Alexander Zverev | 211 |
2 | Denis Shapovalov | 189 |
3 | Felix Auger Aliassime | 175 |
4 | Benoit Paire | 151 |
5 | Alexander Bublik | 142 |
11 | Hubert Hurkacz | 107 |
Na koniec warto wspomnieć, co przyniosły rozgrywki deblowe. Dominowały głównie doświadczone pary, co można było zobaczyć w londyńskim finale sezonu. Co ciekawe obecni liderzy rankingu nawet nie dostali się do finałowego turnieju sezonu, co jest także skutkiem nowych zasad rankingowych (oczywiście tymczasowych). Myślę, że dobrym wyznacznikiem kto rządził w tym sezonie są wyniki w Londynie. Najlepsi okazali się Nikola Mektic i Wesley Koolhof, którzy pogodzili Jurgena Melzera i Edouarda Rogera-Vasselina. W półfinałach odpadli Horacio Zeballos i Marcel Granollers oraz Rejeev Ram i Joe Salisbury. Do tego można dodać niemiecką parę Kevin Krawietz i Andreas Mies oraz Bruno Soares i Mate Pavic, którzy zakończyli turniej na fazie grupowej i mamy gotową listę par, które rozdawały karty w tym sezonie. Oczywiście nie można też zapomnieć o Hubercie Hurkacza i Felixie Auger-Aliassime, którzy wygrali ostatni turniej ATP Masters 1000 w sezonie. Warto przypomnieć, że w przyszłym sezonie wielu zawodników zmieni swoich partnerów (w tym Łukasz Kubot), o czym pisaliśmy w osobnym artykule (TUTAJ).
Ranking deblistów | ||
L.p. | Zawodnik | Punkty |
1 | Robert Farah | 8530 |
2 | Juan Sebastian Cabal | 8440 |
3 | Horacio Zeballos | 7180 |
4 | Mate Pavic | 6950 |
5 | Wesley Koolhof | 6590 |
6 | Nicolas Mahut | 6430 |
7 | Bruno Soares | 6430 |
8 | Nikola Mektic | 6330 |
9 | Marcel Granollers | 5775 |
10 | Łukasz Kubot | 5700 |
Wielka trójka vs reszta świata
Sebastian Warzecha (weszlo.com): Wielka trójka wciąż patrzy na wszystkich z góry. No dobra, może trudno napisać to w tym sezonie o Rogerze Federerze, bo ten większość roku się leczył, ale i tak doszedł do półfinału Australian Open nie w pełni sprawny. A to już spora rzecz. Natomiast Novak Djokovic i Rafa Nadal zrobili swoje. Wygrali na „własnych” terenach. Hiszpan znów najlepszy okazał się w Roland Garros, Novak zgarnął tytuł w Australii. Oczywistym jest, że coraz częściej będą „oddawać” mniejsze turnieje młodszym zawodnikom. Są coraz starsi, muszą rozsądniej dobierać starty (choć Djoković swoim bilansem z tego sezonu pokazał, że nadal może iść i w jakość, i w ilość). Stąd tenisiści pokolenia Next Gen wygrywający więcej imprez rangi 500 czy 1000. Jednak na tych największych wciąż triumfują albo oni, albo będący bardzo blisko nich od kilku sezonów Dominic Thiem. Nie zdziwię się jednak w żadnym razie, jeśli w sezonie 2021 wszystkie najważniejsza trofea – łącznie ze złotem igrzysk – trafią do rąk Djokovicia, Nadala i opcjonalnie Federera. Opcjonalnie, bo Szwajcar w przyszłym roku będzie mieć przecież 40 (!) lat i wróci po kontuzji. Jednak na Wimbledonie i igrzyskach upatrywałbym jego szansy. Kto wie, może się uda. Powtórzmy więc: Wielka Trójka nadal patrzy na resztę z góry. I nie sądzę, by w przyszłym sezonie się to zmieniło. Co najwyżej ktoś do nich na tej górze dołączy.
Dawid Wiktorski: Wielka trójka sezon pandemiczny przeszła dość niskim nakładem sił, oddając tylko jednego szlema Dominicowi Thiemowi, który przełamał się dopiero w czwartym finale, choć możliwe, że nic by się nie zmieniło, gdyby nie dyskwalifikacja Djokovicia podczas US Open. Serb z wielkiej trójki grał najwięcej, lecz triumfował tylko w swoim ukochanym Melbourne. Na koniec sezonu doszedł do finału Roland Garros, lecz tam zdeklasował go król mączki, więc przy odwołanym Wimbledonie wielcy zgarnęli dwa szlemy, a reszta świata jeden i to z niemałą pomocą Nole. Dodać też trzeba, iż Roger Federer poza AO i meczu dla Afryki nie pojawił się na kortach z powodu kontuzji i rekonwalescencji. Status quo został zachowany, choć nie da się ukryć, że coraz mocniej po piętach depczą Dominic Thiem i Daniil Medvedev, a przecież w obwodzie są jeszcze Stefanos Tsitsipas oraz Alexander Zverev, którzy w tym roku byli nieco w cieniu, wygrywając tylko w małych turniejach. Dodając do tego najlepszego w tym roku pod względem ilości zwycięstw Andreya Rubleva mamy całkiem niezły peleton. Wielcy mistrzowie są coraz starsi i siłą rzeczy do głosu dojdą młodzi, choć ja osobiście chciałbym cieszyć się grą Federera/Nadala/Djokovicia jak najdłużej.
Objawienia sezonu
Sebastian Warzecha (weszlo.com): To był na tyle dziwny sezon, że trudno wskazać kogoś, kto byłby jego prawdziwym objawieniem. Tak naprawdę nie jestem zaskoczony żadnym nazwiskiem, które można znaleźć w najlepszej pięćdziesiątce rankingu. Teoretycznie za objawienia można by uznać czy to Dominica Thiema – ze względu na przerwanie hegemonii Wielkiej Trójki, choć ułatwione, gdyż ta wyeliminowała się sama – czy Andrieja Rublowa za fantastyczny sezon, ale w obu przypadkach wiedzieliśmy, że tych gości na to stać. Gdybym miał jednak kogoś wyróżnić, postawiłbym właśnie na Rosjanina, który zaczął realizować swój ogromny potencjał. Pięć wygranych turniejów to naprawdę coś. Liczę, że w kolejnym sezonie przekuje to na triumfy w największych turniejach.
Dawid Wiktorski: Wskazałbym kilka nazwisk. Pierwsze, które przychodzi mi do głowy to Andrey Rublev. Oczywiście zawodnik ograny i z pewnymi osiągnięciami, ale raczej nikt by nie przypuszczał, że wygra najwięcej turniejów w sezonie i będzie prezentował tak wysoki, ale co ważniejsze równy poziom. Z graczy młodego pokolenia zaimponował mi m.in. Lorenzo Musetti. Jeszcze na początku roku mało kto kojarzył tego zawodnika, który próbował swoich sił w challengerach. Lockdown przepracował jednak bardzo solidnie i pokazał, że może ogrywać już uznanych graczy jak Wawrinka czy Nishikori. Kolejny gracz w tourze z jednoręcznym bekhendem, co niezmiernie cieszy. Drugim graczem jest oczywiście Carlos Alcaraz Garfia czyli największa nadzieja hiszpańskiego tenisa, który wygrywał już spotkania głównego cyklu oraz triumfował w trzech turniejach rangi ATP Challenger. Hiszpan jak i wspomniany Włoch w przyszłym sezonie powinni przedrzeć się do najlepszej setki ATP Tour. Dodać do listy też muszę Ugo Humberta, gdyż Francuz w tym roku zagrał co najmniej kilka fantastycznych spotkań i wygrał dwa turnieje głównego cyklu (Auckland i Antwerpia), czego wcześniej jeszcze nigdy nie uczynił.
Porażki sezonu
Sebastian Warzecha (weszlo.com): Chyba trzeba wyróżnić tu Novaka Djokovicia. Nikt w tym sezonie nie przegrywał tak jak on. Bo Serb ulegał… samemu sobie. Najpierw organizując cykl turniejów, który skończył się zakażeniami koronawirusem u kilku zawodników i jego samego, a potem na US Open, trafiając piłką sędzię liniową. To była historyczna chwila, jakkolwiek by na to nie patrzyć i na długo zostanie w naszej pamięci. Porażką – choć już nie w meczu – była też decyzja organizatorów US Open, która pośrednio doprowadziła do dyskwalifikacji Djokovicia – o braku systemu HawkEye Live na dwóch głównych kortach. Kompletnie niezrozumiała wobec tego, że na pozostałych obiektach system ten się już znalazł. Niekonsekwencja w takiej postaci doprowadzała do tego, że punkty nie były rozstrzygane uczciwie. I to bolało. Poza tym jest jeszcze sprawa Saschy Zvereva i przemocy domowej. To też porażka, ale wszystkich wokół – bo prawie nikt w ATP nie pisnął o tym słowa, choć raczej powinno się mówić głośno.
Dawid Wiktorski: Porażek sezonu widzę kilka, lecz przeciwnie do Sebastiana skupię na aspektach czysto sportowych. Zacznę od naszych liderów, którzy w moim mniemaniu zawiedli. Hubert Hurkacz poza początkiem sezonu (ATP Cup i Auckland) głównie przegrywał i ewidentnie coś zaczęło szwankować (podsumowanie sezonu Huberta – TUTAJ). Słaby sezon nieco osłodził deblowy triumf w Paryżu, lecz problemu nie należy bagatelizować i jak najszybciej znaleźć solucję. Drugim Polakiem, który sezon może spisać na straty jest Kamil Majchrzak. W turniejach głównego cyklu występował rzadko, a jak startował to zazwyczaj sobie nie radził. Z kolei w challengerach grał całkiem nieźle. Piotrkowianin zdaje się, że wyciągnął wnioski, czego efektem jest zmiana całego sztabu i rozpoczęcie współpracy ze szkoleniowcem, o dużym nazwisku jakim jest Joakim Nystrom. Spoza polskiego ogródka muszę wspomnieć o Nikolozie Basilashvilim, który w tym roku nie był zainteresowany grą w tenisa, a w zasadzie nawet treningami, gdyż jego uwaga raczej skupiła się na problemach prywatnych. Gruzin w ubiegłym sezonie wygrał zaledwie trzy spotkania o punkty, z czego ostatnie w lutym. Następnie zaliczył dwanaście porażek z rzędu, zdobywając zaledwie jednego seta. Do tej listy dodałbym także Benoita Paire, który totalnie zlekceważył zawodowe rozgrywki i po restarcie sezonu nie był za bardzo zainteresowany grą w tenisa. Swoje spotkania zazwyczaj odpuszczał lub kreczował. Ponadto krytykował władze tenisowe m.in. US Open, oskarżając ich o nieudolne przygotowanie tzw. “bańki” i nieprzestrzeganie reguł przez jego kolegów z szatni.
Momenty sezonu
Sebastian Warzecha (weszlo.com): Trudno wybrać jeden moment sezonu. Można wymieniać kolejne zwycięstwo Rafy Nadala na Roland Garros, Novaka Djokovicia w Australii, można też przywołać to, w jaki sposób Djoković odpadł z US Open. Do tego dochodzi też przecież sam powrót rozgrywek ATP czy odwołanie Wimbledonu. Jednak wydaje mi się, że momentem sezonu powinno być zwycięstwo Dominica Thiema na US Open. Jasne, Roger Federer i Rafa Nadal tam nie przyjechali. Jasne, Novak Djoković wyeliminował się sam. Mimo wszystko jednak był to triumf symboliczny. Bo, powiedzmy sobie wprost, nikt z tego kolejnego tenisowego pokolenia (choć Dominic jest dość mocno zawieszony pomiędzy Next Gen a Wielką Trójką) nie był tego triumfu bliżej. US Open było czwartym wielkoszlemowym finałem Austriaka. To, jak się rozwijał i pracował, by dojść na ten poziom, było widać gołym okiem. Krok po kroku, regularnie. Bez fajerwerków, ale cały czas piął się w górę. Aż wreszcie stał się tenisistą, który zdolny jest wygrać z każdym. Nie będę ukrywać – jestem jego fanem. I bardzo ucieszył mnie fakt, że to właśnie on przełamał hegemonię Wielkiej Trójki. Wiem, że w sporcie nie powinno nadużywać się słowa „zasłużył”, ale takie mam odczucia co do tego triumfu – że Thiem po ludzku zasłużył. A dlaczego to moment sezonu? Cóż, z prostej przyczyny. To pierwszy gość urodzony w latach 90., który podniósł w górę puchar za zwycięstwo w turnieju tej rangi. To wystarczający powód.
Dawid Wiktorski: Szczerze mówiąc nie zapadł mi w pamięć jeden, konkretny moment sezonu. Jednak kilka bym wyróżnił. Pierwszym z nich jest przerwanie hegemonii wielkiej trójki w zwycięstwach wielkoszlemowych, co stało się podczas US Open, kiedy to w finale spotkało się dwóch kolegów – Dominic Thiem i Alexander Zverev. Taki skład finału w Nowym Jorku był spowodowany innym momentem sezonu czyli dyskwalifikacją Novaka Djokovicia za uderzenie piłką sędziny liniowej (więcej TUTAJ). Paradoksem Djokovicia w tym sezonie było to, że grał znakomicie, ale zaliczył masę porażek, głównie poza kortem (w/w dyskwalifikacja, Adria Tour, wypowiedź po porażce w Wiedniu). Dla polskich kibiców męskiego tenisa takich momentów praktycznie nie było i przytoczyć można jedynie wspomniany już wcześniej triumf Huberta Hurkacza wraz z Felixem Augerem-Aliassime, w ATP Masters 1000 w Paryżu.
Do zobaczenia już za kilka dni w nowym sezonie!
Dyskusja o tenisie przez cały rok odbywa się w naszej grupie.
Zapraszamy do dołączenia!