Aż czterech reprezentantów Polski wygrało w tym tygodniu turnieje deblowe w cyklu ITF. Maja Chwalińska, Katarzyna Kawa, Weronika Falkowska i Michał Dembek błysnęli właśnie w grze podwójnej, a jak poradzili sobie nasi zawodnicy podczas Challengera w Ostrawie?
Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis
Żuk przegrywa w godzinę, Michalski ogrywa Morainga
Na Challengera w Ostrawie wysłaliśmy liczną, pięcioosobową reprezentację. W singlu prowadzić miał ją Kacper Żuk, który jednak już w pierwszej rundzie singla ugrał zaledwie jednego gema z Constantem Lestienne. Mecz trwał 57 minut i chociaż Polak starał się grać agresywnie, kompletnie nie odnalazł się w tym spotkaniu. Francuz za to świetnie poruszał się po korcie i praktycznie nie popełniał błędów.
W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że w Ostrawie z Kacprem pojawił się Jerzy Janowicz, który trenował z Żukiem i udzielał mu wielu wskazówek (współpraca ma na razie potrwać około 2-3 miesiące, ale były czternasty tenisista świata nie będzie jeździł z Kacprem na każdy turniej). Niestety pobyt ten zakończył się przedwcześnie, podobnie jak większość startów Polaka w tym roku. Plus jest taki, że w zasadzie wszystkie większe zdobycze punktowe z poprzedniego sezonu już z rankingu Kacpra spadły – pozostaje tylko iść w górę.
Lepiej spisał się za to Daniel Michalski, który turniej zaczynać musiał od kwalifikacji. Po bardzo łatwych zwycięstwach z Grigorijem Łomakinem i Bogdanem Bobrowem, Polak w pierwszej rundzie zmierzył się z rozstawionym z dwójką Matsem Moraingiem. Potężnie serwującego Niemca udało mu się przełamać aż cztery razy, a pod względem rankingowym to jego drugi największy skalp w karierze (zaraz po pokonaniu Taro Daniela w Lizbonie 2021).
Na drodze do ćwierćfinału stał już tylko Vitaliy Sachko. Michalski był nieznacznym faworytem spotkania, ale w zasadzie od początku było widać, że to będzie bardzo ciężka przeprawa. Ukrainiec znakomicie returnował, uderzając mocno ze słabszych serwisów Daniela. Kapitalnie funkcjonował mu skrót, a jeszcze lepiej bekhend po linii.
Michalski opierał się dzielnie, pomimo bardzo dużej frustracji (Sachko miał też sporo szczęścia, pierwszego seta zakończył piłką po taśmie, która była po prostu nie do dobiegnięcia). W trzecim secie Ukrainiec wysunął się na prowadzenie, którego już nie oddał. Jego znacznie bardziej agresywne nastawienie i odważniejsza gra ostatecznie się opłaciły, a Daniel wyjechał z Ostrawy z małym niedosytem, bo można było powalczyć o więcej.
Matuszewski łapie formę?
W ostrawskim Challengerze mieliśmy też reprezentantów deblowych. Karol Drzewiecki i Szymon Walków zaczęli od odniesionego w bardzo dobrym stylu zwycięstwa ze Zdenkiem Kolarem i Artem Sitakiem, błyszcząc przede wszystkim bardzo dużą intensywnością na korcie, szybkim tempem gry. Tego samego nie było już jednak widać w pojedynku z Hunterem Reesem i Samem Verbeekiem, rozstawionymi w tym turnieju z dwójką. Ostateczni finaliści praktycznie nie mieli kłopotów przy swoim podaniu i dosyć komfortowo wygrali 6-4, 6-4.
Przed tym tygodniem, Piotr Matuszewski miał na swoim koncie tylko jedno zwycięstwo w tym sezonie. Brak formy był bardzo widoczny w grze Polaka, szczególnie w pierwszym secie meczu z Bogdanem Bobrowem i Dmitrim Popko. Matuszewski był najsłabszym zawodnikiem na korcie, ale ewidentnie jedyne czego potrzebował 24-latek to trochę meczowej praktyki. Wspólnie ze wspomnianym pogromcą Michalskiego, Vitaliyem Sachko, odwrócili przebieg tamtego spotkania, w dużej mierze dzięki świetnym reakcjom Polaka w sytuacjach pod siatką.
W ćwierćfinałowym meczu z Evanem Furnessem i Ryanem Penistonem (parą, która tydzień temu w Pradze ograła Kubota i Haase, a przegrała z Cabralem i Walkowem) błyszczał za to Sachko, bardzo odważnie wchodząc w kort przy returnie. Jedną z takich bomb Ukrainiec posłał w kluczowym momencie – przy stanie 5-4 40-40 w pierwszej partii. W półfinale Matuszewski i Sachko mieli zmierzyć się z rozstawionymi z jedynką Alexandrem Erlerem i Lukasem Miedlerem, ale partner Polaka naderwał mięsień w ponad trzygodzinnym meczu singlowym tego samego dnia, w związku z czym musiał się wycofać.
Ciaś przegrywa z Mollekerem, tytuł Dembka w grze podwójnej
Paweł Ciaś w turnieju ITF w Splicie wylosował Rudolfa Mollekera, 21-letniego Niemca niegdyś uważanego za jeden z największych talentów młodej generacji. Przeciwnik dobrze znany jest poznańskim kibicom, gdyż w 2019 roku dotarł do finału tamtejszego Challengera. Mecz był bardzo wyrównany, ale w obu setach to Polak w końcówce nie wytrzymywał napięcia. Szkoda szczególnie drugiej partii – przy 5-5 Ciaś miał trzy szanse z rzędu na przełamanie rywala, ale przegrał gema i w następnym oddał swój serwis i cały mecz. Znów można narzekać na losowanie, bo Molleker całą imprezę zakończył w finale. Nasz reprezentant zagrał też w turnieju deblowym, przechodząc jedną rundę w parze z Domagojem Biljesko.
Michał Dembek w Santa Margherita di Pula zaczął od tzw. “rowerka”, ogrywając 6-0, 6-0 dziką kartę Alessandro Corcelli Pereza. 21-latek grał dopiero swój szósty mecz w profesjonalnych rozgrywkach, nie wygrał jeszcze seta, a już drugi raz opuszcza turniej na jednośladzie. Niestety nieco poważniejszy rywal, 19-letni Fausto Tabacco z Włoch (również dzika karta), ograł Dembka w tylko 15 minut więcej.
Dużo lepiej Michał spisał się w deblu. W parze z Mikalaiem Haliakiem z Białorusi, Polak zaczął od niespodziewanego wyeliminowania groźnych Hiszpanów Alvaro Lopeza San Martina i Pola Toledo Bague po super tie-breaku. W następnych trzech meczach Dembek i jego partner włączyli już zdecydowanie wyższe obroty i na drodze do tytułu stracili tylko szesnaście gemów. W finale, 24-latek dostał okazję odegrać się na Tabacco, pokonując go i Marcello Serafiniego 6-1, 6-2. Zwycięstwo w Santa Margherita di Pula to siódmy deblowy tytuł ITF Dembka.
Maks Kaśnikowski w pierwszej rundzie w Szymkencie pokonał groźnego Aleksandre Metreveliego, który podczas ATP Cup urwał seta Hubertowi Hurkaczowi. W drugiej rundzie zaliczył jednak bardzo niespodziewaną porażkę z raczej niewyróżniającym się Włochem Andreą Golą. Polak serwował po mecz, ale ostatecznie uległ po ponad trzech i pół godzinach gry.
Kawa wygrywa w deblu…
Katarzyna Kawa wciąż pozostaje bez zwycięstwa singlowego w obecnym sezonie. Swoją piątą porażkę zaliczyła w turnieju ITF o puli nagród 100 tysięcy dolarów w Charleston, gdzie została rozstawiona z ósemką. W poprzednich czterech meczach Polka nie wygrała seta, tym razem jednak stoczyła niezwykle zaciętą walkę z kwalifikantką Alexą Graham. Amerykanka triumfowała 6-4, 6-7, 6-4 po trzech godzinach i czterdziestu czterech minutach rywalizacji.
W deblu Kawa była rozstawiona z jedynką, u boku Aldili Sutjiadi z Indonezji. W zasadzie jako jedyne kłopoty sprawilły im doświadczone Irina Maria Bara i Alexandra Ignatik, które udało się pokonać dopiero 6-3, 3-6, 10-8. W półfinale, Kawa i Sutjiadi straciły zaledwie jednego gema, a w ostatnim meczu pokonały Sophie Chang i Angelę Kulikov 6-1, 6-4. Polka szesnasty raz w karierze wygrała imprezę ITF w grze podwójnej, drugi raz o puli nagród 100 tysięcy dolarów (również Charleston dwa lata temu, wspólnie z Magdą Fręch).
…tak jak Chwalińska
Turniej o puli nagród 60 tysięcy dolarów w Stambule Maja Chwalińska musiała zaczynać od kwalifikacji, ale niemal bez żadnych problemów wygrała pierwsze pięć spotkań, jak burza przechodząc do półfinału. Po drodze pokonała aż dwie zawodniczki z drugiej setki rankingu WTA – Anastasię Tikhonovą, i znaną również z turniejów głównego cyklu Ysaline Bonaventure. Zatrzymała ją dopiero inna utalentowana młoda zawodniczka – 18-letnia Diana Shnaider, która wygrała turnieje deblowe podczas ostatniego Wimbledonu i Australian Open juniorek.
Rosjanka ma aktualnie genialną passę – w zaledwie 19 dni nie tylko triumfowała w trzech turniejach ITF, ale jednocześnie bardzo dużo podróżowała – z Oeiras do Szymkentu, a potem do Stambułu. Najcenniejszy z tych tytułów wygrała właśnie w największym mieście Turcji, po drodze tracąc tylko jednego seta.
W drabince deblowej Maja wystąpiła wraz z Czeszką Jesiką Maleckovą. Ich droga do tytułu była bardzo dramatyczna i zawierała aż trzy decydujące sety – w półfinałe przeciwko Suzan Lamens i Marinie Melnikowej, polsko-czeski duet musiał obronić piłkę meczową, aby ostatecznie wygrać 6-3, 2-6, 12-10. Dla Chwalińskiej to szósty tytuł ITF w grze podwójnej, drugi o tak wysokiej randze (Warszawa 2019).
…oraz Falkowska
Zdecydowanie lepsze wyniki osiąga już Weronika Falkowska. 21-latka w Kairze dotarła do swojego drugiego półfinału w tym sezonie, a przede wszystkim po raz pierwszy w karierze pokonała zawodniczkę z drugiej setki rankingu WTA, Valentini Grammatikopoulou (rozstawioną w tym turnieju z dwójką). W walce o finał uległa 19-letniej Francuzce Selenie Janicijevic, która swego czasu grała w pierwszej rundzie z Igą Świątek na kortach Rolanda Garrosa.
Falkowska świetnie spisała się też w grze deblowej. W parze z Oceane Babel, Weronika dosłownie rozłożyła konkurencję na łopatki, tracąc tylko 18 gemów we wszystkich czterech spotkaniach. Dla Polki to już jedenasty tytuł ITF w grze podwójnej, ale pierwszy w turnieju o puli nagród większej niż piętnaście tysięcy dolarów (25).
Turnieje rangi Challenger oraz ITF możesz obstawiać w forBET, a korzystając z kodu TBD otrzymujesz pakiet powitalny o wartości 3150 PLN, a w tym m.in. zakład bez ryzyka do 1100 PLN, bonus 100% do 2050 PLN oraz 30 dni gry bez podatku!
Dyskusja o tenisie przez cały rok w naszej grupie!